Wolność księdza geja i systemowe problemy kościoła
Ksiądz mówi, że jest gejem. Dodaje szczerze, że jego partner – w którym się zakochał i z którym jest szczęśliwy w miłości – pomógł mu w wypowiedzeniu siebie, w akceptacji i w realizacji siebie wbrew wyniszczającemy wpływowi kościoła, który neguje zdrowe i naturalne orientacje seksualne osób ludzkich i swoim nauczaniem o homoseksualności poniża godność człowieka, ignorując stan współczesnych nauk.
Kościół mówi, że ksiądz nie przestrzega dyscypliny celibatu, która to akurat jeszcze dziś jest narzucona wszystkim księżom kościoła łacińskiego. Wszelka zdrowa dyskusja na temat tej dyscypliny jest od lat prześladowana i eliminowana przez kongregację nauki wiary. Ksiądz o tym wie, bo sam był odpowiedzialny za to prześladowanie wolności słowa niewinnych myślicieli katolickich. Ksiądz odkrył, że argumenty w imię których watykańska kongregacja prześladuje teologów są po prostu słabe, by nie powiedzieć, że owe teologiczne argumenty po prostu w ogóle nie istnieją. Celibat można zrozumieć jedynie na tle okoliczności historyczno-kulturowych kościoła łacińskiego, który wprowadził w pewnym momencie dziejów tę dyscyplinę i do tej pory ją podtrzymuje. A dziś kongregacja w panice stara się “dopisać” do niej teologię, czyli umocnić dyscyplinę teorią doktrynalną, podczas gdy doktryna w tym względzie po prostu nie istnieje. Ksiądz to odkrył w kongregacji i nie mógł już dalej milczeć, a tam wciąż zmuszali go by prześladować tych co mają podobne wątpliwości i żądają od Kościoła ich jasnego przedyskutowania.
Ksiądz mówi, że nie może dyskutować o swoim przeżywaniu celibatu zanim nie przedyskutuje się z nim kwestii kościelnego paranoicznego odrzucenia kwestii orientacji seksualnej mniejszości nieheteroseksualnych. Harmonijne przeżywanie celibatu wymaga bowiem wcześniejszej akceptacji natury ludzkiej i nie może się opierać na poniżaniu godności osób homoseksualnych.
Kościół mówi uprzejmie i grzecznie językiem wyzbytym ze wszelkich ludzkich emocji, że ksiądz musi wrócić do ram systemu, wrócić do schematu, nawrócić się na system instytucji. Kościół sam pomyśli jakie nałożyć nań kary, by do systemu na nowo go nawrócić.
Ksiądz mówi, że nie może wyjaśniać swego przeżywania celibatu bez uprzedniego wyjaśnienia przeżywania przez Kościół orientacji seksualnej, którą uprzejmie nazywa się po katolicku „zboczeniem” i „pedalstwem”. Dla mężczyzny heteroseksualnego wszystko – przynajmniej teoretycznie – w Kościele jest łatwe: on bowiem na podstawie swego harominijnego przeżycia wewnętrznie akceptowanej zdrowej orientacji heteroseksualnej ofiarowuje tę swoją naturę w projekcie życia aseksualnego w celibacie. Dla mężczyzny homoseksualnego wszystko to byłoby równie łatwe, w zgodzie z jego zdrową naturą, tylko że poza Kościołem i jego językiem nienawiści zohydzającej osoby homoseksualne. W Kościele takie zdrowe przeżywanie i homosekualności i celibatu nie jest możliwe, bo tu homoseksualista w celibacie nie ofiarowuje swojej zrealizowanej i harmonijnie przeżywanej homoseksualności dla życia aseksualnego. Nie oddaje swojej zdrowej natury dla aseksulności celibatu. On jest zmuszany jedynie do ukrycia homoseksualności, którą Kościół postrzega w nim jako chorą, brudną, nienaturalną, złą, diableską, grzeszną, ohudną, nieludzką, przeciwną Bogu, niedojrzałą i niezdolną do dojrzewania, niezdolną do miłości i utrudniającą relacje społeczne, itd. itd. itd. Ksiądz mówi, że nie może już więcej dyskutować o celibacie, który postrzegany jest jako przykrywka bezkarnie zohydzanej przez Kościół jego naturalnej i zdrowej tożsamości. Najpierw musimy porozmawiać o irracjonalnym, ignoranckim nadużyciu Kościoła względem zdrowej tożsamości seksualnej bez której nie ma mowy o zdrowym celibacie (i to tylko opcjonalnym, bo narzucony i obowiązkowy ze swej natury zdrowy nie jest). Tylko po takiej wyzwalającej dyskusji, szczęśliwi wrócimy do dyskusji o celibacie mężczyzn zdrowo przeżywających swoją hetero- czy homo-seksualność i decydujacych się na a-seksualność celibatu.
***
Ksiądz mówi, że chętnie podyskutuje o swoim celibacie, ale najpierw musi wiedzieć co mu jest zarzucane. Musi wiedzieć o jaki grzech względem dyscypliny celibatu chodzi władzy kościelnej.
Kościół nie nazywa grzechu po imieniu. Po imieniu nazywa choćby konkubinat z kobietą, ale dla innych grzechów nie ma imienia. Nie wiadamo o co cię posądzają... Sam masz się domyślić... Może chodzi o pedofilię, o zoofilię, o seksualną maniakalność, o bestialstwo, o zboczenie, o pedalstwo, o dewiację, o sodomię, o zależność od seksu, o nadużycia seksualne, itd. itp. Nic z tego mnie nie dotyczy. Żaden z tych kościelnych terminów mnie nie dotyczy. Są specjalnością katolickiej mentalności, nie moją.
Ksiądz mówi, że musi usłyszeć o co jest posądzony, bo dopiero gdy nazwiemy rzeczy po imieniu, będziemy mogli o nich dyskutować czy przynajmniej się do nich ustosunkować. A może po prostu kościelna władza i mentalność nie mają imienia dla własnych podejrzeń przestępstwa. A może dysponują tylko fałszywym imieniem dla tego co prześladują. Ksiądz mówi władzy, że zaczniemy dyskusję od zdefiniowania tematu naszych nadużyć i przestępstw. W przeciwnym razie nie wiemy co mamy naprawiać i nie wiemy kto z nas, ja czy mój kościół, musi się wziąć za naprawianie siebie. Musimy zdefiniować nasze przestępstwa.
Kościół cytuje kanony, w których ksiądz się nie odnajduje, bo do tej pory nie powiedziano mu co mu się zarzuca. Nie mamy imienia na jego „przestępstwo”.
***
Kościół suspenduje księdza. The game is over. Tu nie będziemy o niczym dyskutować. A na tweeterze polski katolik dodaje uprzejmie: „dobrze, że biskup wyeliminował tego żyda i pedała”. Jak widać, przynajmniej dobrze uformowani wierni Kościoła wiedzą o co ksiądz jest posądzony.
Idąc śladem uprzejmego polskiego wiernego, pomagającego się wysłowić władzy kościelnej, można rzec: „dobrze, że biskup oczyścił uprzejmie naszą stajnię, nasz orwellowski folwark. W systemie się nie dyskutuje, w systemie pisze się uprzejme maile”.
A ksiądz wspomina sobie jak on sam, przed nawróceniem coming outu, uczestniczył w tym samym systemie, wypisując podobne uprzejme maile do niewinnych ofiar kongregacji, które kongregacja ślepo prześladowała. Bo z nimi z reguły się nie dyskutuje, bezdusznie, acz uprzejmie...
W tym systemie nie robimy coming outów. Milczeniem podtrzymujemy system. My publicznie wszyscy jesteśmy uprzejmie heteroseksualni. Co z tego że tym naszym „wierzącym” systemem mentalnym niszczymy godność części ludzkości. Przecież wszyscy wiemy, że „Bóg nie kocha gejów”. „On ich nienawidzi”. „Oni i tak nie będą zbawieni”. „Geje są jak naziści”. Są „nazistami naszego czasu”, jak to mówi kardynał Sarah, afrykański Ojciec synodu o rodzinie i nikt mu nie wyłącza mikrofonu. Przecież dokładnie tak samo myśli Kongregacja Nauki Wiary za swym prefektem, kardynałem Müllerem, na czele.
***
Kościół mówi księdzu: jesteś poza systemem.
Ksiądz już powiedział Kościołowi w swoim coming oucie, że mentalnie i duchowo jest poza systemem irracjonalnego rygoryzmu, bo odkrył, że system w pewnych swoich przekonaniach jest po prostu w błędzie. Ignorancki system nie wziął pod uwagę współczesnej wiedzy człowieka, a chce uczyć człowieka jak żyć. Trzeba doczytać parę podręczników i uaktualnić własne wizje. W systemie jednak – jak w komunizmie – nie masz prawa powiedzieć władzy, że jest w błędzie i że musi zrewidować swoje paranoiczne przekonania, że musi się douczyć paru rzeczy. System mówi: najpierw wrócisz do systemu, potem z tobą zrobimy porządek w naszym więzieniu czy “hospicjum odnowy dla zboczenców”, a potem ci przejdzie krytykowanie systemu, którego nikt nie ma prawa zmieniać.
A tu akurat trzeba mieć odwagę powiedzieć systemowi „dość”. Ale tego system nie znosi. W dyktaturach się nie dyskutuje. W ideologicznych dyktaturach mówi się uprzejmie, że one potrzebują dużo czasu na przemyślenie swoich absurdów.
Natomiast wielu rodaków księdza, przywykłych i poddanych automatyzmom dyktatur, doda równie uprzejmie, że ksiądz się na dyktaturę kiedyś zgodził i my, tu nad Wisłą, nie rozumiemy dlaczego mu owa dyktatura przestał się podobać. Ksiądz podpisał z naszą systemową dyktaturą umowę lojalkę i jakim prawem śmie mieć jakieś wątpliwości co do jej realizacji. Pytają się jakim prawem się wybija, przecież my tu wszyscy, bez zmrużenia oka, jesteśmy każdego dnia uprzejmie poddani tej samej kościelnej, irracjonalnej niewoli systemu. Sami wszystko wiemy i z żadną nową wiedzą ludzką nie musimy się konfrontować, zresztą jak to nasz watykański synod właśnie nam pokazał.